4 June 2014

Jak zaczęłam biegać?

Chyba czas się co nieco pochwalić :)
Otóż, 18 maja bieżącego roku ukończyłam MARATON!
42 km 195 metrów najpiękniejszej przygody mojego życia.
Miło jest  spojrzeć w lustro, uśmiechnąć się do siebie  i pomyśleć sobie "o tak, jestem maratończykiem!"
ale droga, by ukończyć maraton nie była wcale łatwa, wymagała wielu poświęceń i jeszcze więcej silnej woli.
Historia o tym, jak to wszystko się zaczęło...





100 m i... ściana 

3 lata temu wpadło mi do głowy zupełnie inne marzenie, które wymagało ode mnie przynajmniej minimalnej kondycji i tak pomyślałam o bieganiu. Nie potrzeba kosztownego sprzętu ani specjalnych umiejętności.
I tak, 24 czerwca 2011 roku pierwszy raz wyruszyłam biegiem przez świat.
Pierwszego dnia byłam w stanie przebiec ... 100 metrów. Później musiałam się zatrzymać, złapać oddech, wziąć leki (na samym początku z powodu astmy musiałam przyjmować leki rozszerzające oskrzela)1000 razy pomyśleć, że to był jednak durny pomysł i...  ruszyć dalej w czerwonych hawajskich spodenkach z żółwiami :)

I tak z każdym dniem rosła ilość metrów, później kilometrów które byłam w stanie pokonać nie zatrzymując się, powoli stabilizował się oddech, aż które Narastało też we mnie przeświadczenie ile tak naprawdę można osiągnąć ciężką pracą i silnym charakterem.
Powrót do szkoły po 2 miesiącach biegania był niezwykle miły, ponieważ ubyło mi z 8 kg i w końcu nie byłam już tą 'grubszą' koleżanką z klasy.

Pierwsze 10 km 

31 grudnia przebiegłam 10 km w biegu sylwestrowym.
To był niezwykły dzień! Wspierała mnie cała rodzina, mój tata na ulicy kredą wielką czcionką napisał "Go Natalia Go!", mijając ten napis za każdym razem odzyskiwałam siły :)
Po dobiegnięciu do mety dostałam pierwszy medal, którym z dumą chwaliłam się całemu światu :)
Historia dalej powinna się potoczyć prosto według schematu : półmaraton- maraton.
Nie było tak prosto, los trochę pokrzyżował mi plany.

Zagipsowana 

We wrześniu 2012 złamałam nogę, w sposób niecodzienny, ale o tym kiedy indziej :)
Tak więc zamiast przygotowań do półmaratonu był miesiąc w gipsie, kolejne dwa rehabilitacji.
Do dziś pamiętam, jak w dzień ściągnięcia gipsu z trudem i ogromnym bólem mogłam zrobić maksymalnie dwa kroki.
Miesiąc później jechałam na ostatnią wizytę u ortopedy, podczas której miał stwierdzić czy z moją nogą na pewno wszystko w porządku.
Na szczęście pech mnie opuścił i lekarz nie widział przeciwwskazań bym mogła znów hasać po lesie.
W przeciągu godziny od wyjścia z gabinetu biegałam już po okolicy ze łzami w oczach, po ponad 100 dniach zmagań ze swoimi ułomnościami.
Do dziś nie wiem czemu zdecydowałam się znów pobiec w kolejnym biegu Sylwestrowym, niecały miesiąc po kontynuowaniu treningów.
Sukcesem dla mnie było wtedy ukończenie biegu, który na tamten czas był trochę ponad moje siły.
Ale był medal i radość na mecie. Wtedy też uwierzyłam, że może marzenia o dłuższych dystansach są możliwe.
Zaczęłam intensywne przygotowania do 6 Poznańskiego Półmaratonu, do którego miałam tylko 3 miesiące.
Nie obyło się bez kontuzji, ale kto nie walczy ten nie ma siniaków.

Tort spaghetti 

Dzień przed każdym biegiem (półmaratonem i maratonem) organizowane jest Pasta Party, w skrócie 'impreza' na której dostajesz miskę makaronu i z radością pochłaniasz całą porcję:)
To były także moje 20 urodziny, dlatego włożyłam świeczki w spaghetti i zdmuchując je pomyślałam życzenie, które już jutro mogło się spełnić :)

Półmaraton

Dzień biegu pamiętam do dziś, nieprzespana noc, kaszka dla dzieci na śniadanie i ogromne emocje przed startem.
Biegło mi się wspaniale z wielkim uśmiechem na twarzy i cudownymi ludźmi wokół.
Na mecie ze zdziwieniem stwierdziłam, że nie czuję się wcale aż tak tragicznie jak mi się tego obawiałam.
Po raz kolejny przez jakiś czas towarzyszyło mi poczucie spełnienia  i chęć osiągnięcia czegoś jeszcze większego. Przyszedł wreszcie czas, w którym mogłam realnie myśleć o maratonie.
O przygotowaniach i samym biegu kiedy indziej.

"Jeden krok-
obranie celu i trzymanie się go-
zmienia wszystko"




Fiona

No comments:

Post a Comment