Zniknęłam na długo z bloga , ale przyznam szczerze, ze stęskniłam się za tym moim małym kącikiem w sieci. Dlatego śmiało i zdecydowanie wracam, w niedługim czasie w zupełnie nowej odsłonie, ale zmiany potrzebują jeszcze trochę czasu.
Tak, więc, zawitałam z powrotem, z nową energią, spojrzeniem na świat i rzecz jasna z marzeniami, które są jeszcze jaśniejsze, ambitniejsze i wyraźniejsze jak nigdy dotąd.
Niestety pierwszy post po powrocie nie będzie optymistyczny z powodu wydarzeń, które tydzień temu rozegrały się w Paryżu i wstrząsnęły całym światem.
Choć z reguły unikam wypowiadania się temat bieżących wydarzeń, wyników wyborów, problemu z imigrantami czy kolejnych afer. Tym razem jest trochę inaczej, bo stało się to w mieście, które od dwóch lat jest moim domem. Nie zostałam ranna, moi znajomi też. Jednak na mojej ulicy wisi ogromny transparent, z imieniem i nazwiskiem zmarłego. Mój znajomy z pracy stracił przyjaciół. Czym Ci ludzie zawinili? Byli po prostu w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze.
Dla wielu z was informacja na temat zamachów kończy się na liczbie ofiar śmiertelnych i rannych. Mało kto myśli o rodzinach, przyjaciołach, bliskich i dzieciach, które straciły ojca lub matkę. Do tego trzeba dodać tysiące przerażonych ludzi, bojących się o swoją przyszłość i tych którzy zostali zwolnieni z powodu drastycznego zmniejszenia liczby turystów, a znalezienie nowej pracy przez najbliższe miesiące będzie graniczyło z cudem.
Przerażająca pustka
Jak wyglądał Paryż dzień po zamachu? Kłujące w oczy opustoszałe ulice, autobusy, w metrze nie raz widziałam kogoś plączącego. To był zdecydowanie najsmutniejszy i najstraszniejszy dla mnie dzień w tym pięknym mieście.
O tym co się stało dowiedziałam się od mamy przez telefon tuż przed wyjściem z domu, o terrarystach, zamachach koło stadionu, stanie wyjątkowym i ogromnej liczbie ofiar. Sprawdziłam tylko czy metro funkcjonuje i z duszą na ramieniu ruszyłam na długo przed świtem do pracy.
W głowie królował mętlik, nie miałam pojęcia na którym stadionie były ataki, a mieszkam niedaleko jednego. Później zaczęłam się zastanawiać czy jeszcze zobaczę wszystkich tych, z którymi pracuje, a którzy powoli stają się dla mnie druga rodzina. No i czy metro którym jadę za chwilę nie wybuchnie.
Choć coś pozytywnego
Z drugiej strony wydaje mi się, ze ta tragedia zbliżyła ludzi do siebie. Czy to w pracy, czy to na zajęciach z boksu, siłowni, basenie, w kolejce do sklepu ludzie są jakby bardziej mili dla siebie. Choć nadal powtarzane setki razy jałowe 'ca va', kiedyś bardziej na odczepnego, teraz brzmi zupełnie inaczej, pełne braterskiej troski i strachu.
Na sam koniec drobne spostrzeżenie, o tym jak różna jest reakcja na to co się stało w zależności od wyznania. Mam okazje pracować z ludźmi z całego świata Filipin, Sri Lanki, Maroka, Egiptu. W sobotę pracowałam z buddystka, za która szczerze przyznam nigdy specjalnie nie przepadałam. Tamtego dnia jednak stałyśmy się dla siebie bliższe, obie byłyśmy poruszone i wstrząśnięte.
W niedzielę pracowałam z muzułmanami i nigdy nie spodziewałam się, ze taka może reakcja na śmierć ponad stu osób, ironicznie, z drwiącym uśmiechem na twarzy wypowiedziane jedno zadanie 'ale była akcja'.
Pewnie czytasz to siedząc wygodnie w fotelu, może mieszkasz w jakiejś małej wiosce i na Twoim podwórku nigdy się takie coś nie wydarzy, bo terroryści raczej w wiochach zabitych dechami nie biegają obwieszeni ładunkami wybuchowymi. Kpij dalej z owczego pędu, który rozszalał się w o Internecie, od flag na Facebooku po wzniosłe hasła 'pray for Paris', bo przecież to co się stało Ciebie nie dotyczy. Jednak gdy zastanowisz się nad tym odrobinę mocniej i uświadomisz sobie, ze banda uzbrojonych, gotowych na śmierć ludzi, biegała po ulicach strzelając do niewinnych ludzi, którzy może podobnie jak Ty, chcieli tylko miło spędzić piątkowy wieczór, na meczu, w restauracji czy na koncercie to w tym momencie nie ma znaczenia gdzie to się wydarzyło i jakiej narodowości były ofiary. To była przeciw ludzkości, a nie przeciw jednemu narodowi.
Czy ten bezpieczny, dobrze znany nam świat powoli się kończy i czy z każdej strony możemy się spodziewać ataku żyjąc ciągle w strachu? Na to nie możemy sobie pozwolić, bo staniemy się kolejną ofiarą tych, którzy bezwzględnie odbierają życie.
Jeszcze nie umarłeś, więc wstań i zrób coś wyjątkowego. Dla siebie, dla ludzkości, dla przyszłych pokoleń.
"Niech śmierć nie będzie Twoją obsesją gdy żyjesz"
Fiona
Fiona!
ReplyDeleteMyślę, że dużo racji jest w tym co napisałaś. Świat idzie zbyt szybko do przodu, nie zastanawiamy się nad dniem dzisiejszym, jego wydarzenami, zapominamy o najbliższych jak i o całkiem obcych, o tym, że oni też mieli rodzinę. Zresztą nie ma co tu się rozwodzić, chyba doskonale przedstawiłaś to co sama czuję.
A teraz pozwolę sobie na chwilę prywaty (chociaż nie wiem czy w takim momencie, to dobry pomysł) co z medycyną?