Od podróżowania stopem z coraz to dziwniejszymi ludźmi (ostatni kierowca na przyczepce miał naturalnych rozmiarów sztuczną krowę) po skałki i szaloną wspinaczkę aż do krwi, czołganie się po poligonie i pranie spodni przy użyciu węża strażackiego, pierwszą lekcję włoskiego, bieganie po polach we Wrocławiu, odwiedziny u dobrego znajomego z kursu skałkowego i najbardziej szalonej części rodzinki, zjedzenie największej porcji lodów w życiu i odkrycie kilku wyjątkowych miejsc.
Do tego cała masa wyzwań z jakimi muszę się zmierzyć.